Będąc na świeżo po obejrzeniu filmu wrzucę kilka moich spostrzeżeń, jako że na recenzję z dystansu chyba jeszcze za wcześnie.
Na wstępie zaznaczę kilka ważnych spraw. Po pierwsze, dla mnie na całokształt filmu składają się następujące rzeczy: klimat, scenografia, gra aktorska, opowieść oraz zdjęcia i montaż. Mniej więcej w takiej kolejności. Efekty specjalne właściwie mnie nie interesują.
Druga sprawa, jestem ogromnym fanem Tolkiena. Od niego zaczęła się właściwie moja przygoda z fantastyką. Jestem fanem przede wszystkim świata Tolkiena, nie do końca zaś sposobu w jaki pisał książki. Oceniając "tolkienowskość" oceniam zgodność z duchem świata, nie zaś z jego literą. W ekranizacji Hobbita, oczekiwałem dalszej wizualizacji Śródziemia wraz z jego fauną i florą, nie przekładki 1:1 z książki (która była dla mnie tylko słabą i nudnawą wprawką literacką z przeciętnie wciągającą opowieścią).
Jeśli chodzi o nowego Hobbita - nie zawiodłem się. Zobaczyłem na ekranie wszystko czego się spodziewałem, a nawet coś więcej. Nie obyło się jednak bez małych zgrzytów, o których będzie trochę dalej.
Rzeczy na plusie.
+ wizualizacja świata i ras, jak dla mnie majstersztyk. Szczególnie zakochany jestem od poprzedniej części w Esgaroth i jego mieszkańcach. Przypominają mi trochę klimaty Warhammerowe. Samo wnętrze Ereboru też świetne, momentami zapierało dech w piersi.
+ scena walki Barda ze Smaugiem. Krótko - podobała mi się.
+ krasnoludy od Daina. No po prostu bomba! Kwintesencja krasnoludowatości, a sam Dain choć mocno przesadzony i ocierający się o granice groteski, to jednak bardzo Warhammerowy - prawie jak Trollslayer :-)
+ wątek miłosny pomiędzy elfką a krasnoludem. In your face hejterzy! ;-) Wątek był wymyślony przez scenarzystów, ale był bardzo, w mojej opinii, tolkienowski. Zdziwionych odsyłam do źródeł. Mały hint: Gimli i Galadriela ;-) Ogólnie jak dla mnie bardzo na plusie. Scena śmierci Kilego też.
+ gra aktorska Bilba. Martin Freeman od razu mi się spodobał w tej roli i nie zawiodłem się do samego końca.
+ gra aktorska Thorina. Armitage w pierwszej części budził mieszane uczucia, ale moim zdaniem bardzo fajnie zagrał opętanego magią smoczego złota króla wpadającego w odmęty szaleństwa.
+ pokazanie wydarzeń w Dol Guldur. Książki pozostawiały tu spory niedosyt. Próba opowiedzenia tego, co mogło się tam dziać wypadła zadowalająco. Miło było zobaczyć Sarumana w akcji jeszcze po stronie Dobra.
+ wplątanie Radagasta w fabułę. Zrobiono to tak, że właściwie pozostał ortogonalny do wydarzeń w książce, a przy tym wypełnił kolejny niedosyt pozostawiony przez dzieła Tolkiena (kim jest do cholery ten brązowy czarodziej i co się z nim dzieje?).
Rzeczy na minusie.
- "karaibizacja" filmu. To już było czuć od pierwszej części, a w ostatniej osiągnęło apogeum głupoty. Kontynuując niechlubną tradycję całej serii "Piratów z Karaibów" oraz jej naśladowców Jackson wprowadził do scen batalistycznych elementy humorystyczne i karykaturalne. Zupełnie niepotrzebnie i nie na miejscu. Rujnując klimat stworzony przez pieczołowicie przygotowane elementy scenerii. O ile Dain na wielkiej świni był jeszcze do zniesienia (no dobra - podobał mi się :D), to już scena uwolnienia Barda była po prostu głupia. Podobnie jak Thranduil na wielkim łosiu nadziewającym na poroże całą kohortę orków.
- czerwie. Wtf? Czerwie? Zanim zacznę psioczyć poszukam jeszcze w źródłach. Może gdzieś tam coś było w jakichś szpargałach tolkiena, ale w tym momencie sobię nie mogę przypomnieć więc powiem tylko: "co w Śródziemiu robiły Czerwie do jasnej cholery?". Ich rola też była taka sobie i zupełnie niepotrzebna. A nawet trochę piratozkaraibska.
*EDIT*
Sprawdziłem i jednak Mea Culpa. Czerwie były w Śródziemiu, można o nich poczytać
tu.
- pojedynki bohaterów. No dobra, większość z nich była OK. Ale jeżeli komuś nie podobała się scena z Legolasem na snowboardzie z Dwóch Wież, to tutaj będzie psioczyć co najmniej kilka razy. I całkiem słusznie. Ja psioczyłem. Karaibizacja one more time.
Na szybkiego więcej nie pamiętam. Ogólnie film oceniam na plus. Już czekam na wersję reżyserską, która na 200% trafi na stałe do naszego domowego repertuaru evergreenów :-)