30.03.2018

Dire wolves 1

Pierwsza piątka Dire Wolves. Miks starych i jednego nowego modelu w charakterze bossa. Do polowań na imperialne i krasnoludzkie działa ;-)







29.03.2018

Wraith z chaos warriora

Stał sobie ten plastikowy chaos warrior i stał, ponury, gdzieś na końcu gablotki tak żeby go nie było widać (bo w samym podkładzie). Aż mnie nie olśniło! Z Ciebie kolego byłby całkiem nie najgorszy Wraith! No i proszę bardzo. Na czarny podkład położyłem białego washa zrobionego z wódki i białego pigmentu, kiedy był już suchy nałożyłem w zagłębienia rozwodnione Green fluo z Vallejo. Ogółem 10 minut, łącznie ze schnięciem.




27.03.2018

Skeleton warriors

Mimo że podczas mojej poprzedniej bitwy mój przeciwnik skutecznie rozpraszał moje czarowanie i prawie nie udało mi się nikogo przyzwać, więcej szkieletów zawsze w armii się przyda. Dziś pora na kolejną czwórkę.


26.03.2018

Konkurs - Kwietniowy szał terenotworzenia

Uwaga! Wnimanie! Mam prawdziwą przyjemność ogłosić pierwszy konkurs na Maniexite!



W związku z tym że przyszła wiosna, a wraz z nią pora na wiosenne porządki, zapraszam wszystkich czytelników mojego bloga do wspólnej zabawy. Na czym ona polega? Wyciągamy z pudeł i kartonów zalegające bitsy i materiały modelarskie i ruszamy wspólnie do zapełniania naszych stołów fajnymi terenami!

Każdy uczestnik będzie musiał własnoręcznie wykonać jakiś element terenu a następnie do końca kwietnia przesłać mi na adres marian kropka pecyna małpa gmail.com jego zdjęcie (wraz z niewielką dokumentacją prac). Zwycięzca zostanie wyłoniony w pierwszym dniu maja i otrzyma nagrodę ufundowaną przez sklep Planszóweczka.pl, a jest nią zestaw Azyrite Ruins.

Dodatkowo, każdy czytelnik tego bloga może sobie zamówić taki zestaw na stronie sklepu ze specjalnym rabatem, kod rabatu to: Maniexite. Kod będzie działał aż do końca kwietnia.
















MMAK - Szeperd

Dzień dobry!

Szanowne państwo-draństwo pozwoli, że w imieniu swoim, czyli QC, oraz Maniexa przedstawię wam kolejny wywiad przeprowadzony w ramach cyklu Między Młotem, a Kowadłem!


Listę wszystkich opublikowanych do tej pory wywiadów znajdziecie na blogu DansE MacabrE.

Założeniem serii jest przeprowadzenie wywiadów z blogerami skupionymi wokół założonego przez FireAnta serwisu Wrota - polska sieć blogów bitewnych.


Bohaterem kolejnego odcinka jest Szeperd, który publikuje na blogu Bitewny Zgiełk.




Azyrite Ruins

Moja kolekcja makiet do fantasy rośnie powoli acz systematycznie od 2007 roku. Ostatnimi czasy przestałem je nawet sam robić, bo GW robi tak dobre tereny, że wystarczy że je kupię i pomaluję :-)

Właśnie takim fajnym dodatkiem do mojego stołu stał się zestaw Azyrite Ruins wypuszczony tydzień temu przez Games Workshop. Za 70zł dostajemy fajny zestaw przeszkadzajko-ruin, którymi możemy luźno wypełnić mniej więcej połowę kwadratu 24x24 cale. Jak ktoś chce, można się nawet pokusić o sklejenie ich ze sobą w pionie i stworzenie wyższych ruinek, ja zostałem przy wariancie domyślnym.

Pierwsze tereny wypuszczane pod znakiem Sigmara zupełnie do mnie nie przemawiały. Były źle spasowane i nie miały różnych wariantów sklejenia, a przy tym były bardzo charakterystyczne - ile można mieć sztuk takiego numinous occulum? Mam nadzieje, że wraz z reprintem Skullvane Manse Azyrite Ruins staną się harbingerem nowej, fajnej serii terenów do fantasy.


23.03.2018

Vampire on Zombie Dragon

Lubię malować duże stwory. Nie lubię ich mieć, bo nie mam gdzie już tego wszystkiego trzymać, ale malowanie i granie takimi bydlakami to czysta przyjemność!

W start collectingu dostałem do niego okrągłą podstawkę, ale że moje wampiry grają w stare edycje Warhammera potrzebowałem sobie dorobić kwadratową, którą zrobiłem z pianki modelarskiej.

Już nie mogę się doczekać żeby nim zagrać!
















21.03.2018

Banshee

Banshee, czyli jedyna strzelająca jednostka wampirów, w dodatku w eksperymentalnym malowaniu.

Aby uzyskać poblask z piekła rodem najpierw przygotowałem preshading za pomocą aerografu pryskając naprzemiennie czarnym i białym kolorem, tak aby uzyskać porządany poblask z efektem negatywu na twarzy. Następnie pomalowałem, a właściwie to zglejzowałem większość figurki farbką Vallejo Fluo Green. Efekt jaki jest - każdy widzi, pewnie da się inaczej/lepiej, ale jak dla mnie jest good-enough.






20.03.2018

Szkieletowe posiłki dla Nagasha

Rozegrane przeze mnie bitwy w 6 edycję pokazały, że mam nieco za mało szkieletów, szczególnie jak zaczynam je summonować. W związku z tym sprowadziłem posiłki dla mojej armii. Na pierwszy rzut czwórka plastikowych szkieletów z trzeciej edycji WFB. O ile mnie pamięć nie myli, to był mój pierwszy zestaw plastikowych ludzików (po dużym boxie do questa). Było ich tam dwunastu i dawno ich już nie mam, ale ostatnio dzięki wymiance z Dominigiem z Kostki Domina udało mi się zdobyć tych czterech. Malowanie na speedzie i bez specjalnego cyzelowania, bo to zasadniczo mięcho armatnie ma być :-)




19.03.2018

Figurkowy Karnawał Blogowy, edycja XLIII: Prosto z piekła

Figurkowy Karnawał Blogowy to blablablabla, wszyscy dobrze wiedzą czym jest Karnawał, a jeśli nie wiedzą to odsyłam do poprzednich wpisów z tej serii :-)


Bez dalszych ceregieli, przejdźmy do mojej realizacji tematu.



"In that dread desert, beneath the moon's pale gaze, dead men walk. They haunt the shifting dunes of the breathless, windless night, brandish weapons of bronze in mocking challenge and bitter resentment of the life they no longer possess. And sometimes, in ghastly dry voices, like the rustling of sun-baked reeds, they whisper the one word they remember from life. The name of the one who cursed them to their existence, more than death but less than life. They whisper the name, Nagash..."













18.03.2018

Grave Guards - posiłki

W związku z tym, że podczas ostatnich bitew w 6 edycję WFB moim grave guardom nie poszło za dobrze, postanowiłem podwoić ich liczebność. Oto nowa dziesiątka, która dołączy do istniejącego oddziału.





16.03.2018

Wargaming - czyli jak zostałem "casualem"

Dawno nie było u mnie słowa pisanego w większym zagęszczeniu wobec czego postanowiłem to nieco nadrobić. Od dawna nosiło mnie, aby zmierzyć się z fetyszem grania turniejowego w bitewniaki, ale potrzebowałem na spokojnie uporządkować swoje przemyślenia nim przystąpię do ich przelewania na ekran monitora.

Pytanie jakie mnie od dawna nurtuje brzmi: "Dlaczego w Polsce jest tak silny fetysz grania turniejowego?". Co to znaczy? Znaczy to mniej więcej tyle, że jak tylko pojawia się u nas jakiś nowy bitewniak i kilka osób zagra w niego więcej niż raz momentalnie pojawia się przemożna potrzeba zorganizowania turnieju. No bo przecież nie ma mowy o graniu bez turniejowania. Turniejowanie jest najwyższą formą bitewniakowej interakcji i do tego powinniśmy wszyscy dążyć. 

Bardzo długo nie mogłem zrozumieć z czego to wynika. Gry bitewne są z reguły jedną z najmniej nadającej się do gry turniejowo-rywalizacyjnej formy rozrywki. O wiele lepsze są w tej roli karcianki czy planszówki, nie tylko ze względu na balans, ale też często ze względu na to, że reguły w bitewniakach są dość luźne w interpretacji i wymagają takiego właśnie podejścia do gry. A rywalizacja nigdy w tym nie sprzyja.

Odpowiedź jaką mam sam dla siebie jest prosta - spuścizna bloku wschodniego. Jeżeli cofniemy się w czasie do lat 80 i początku lat 90, jedyną znaną formą rozrywki było wędkowanie, picie wódki z kolegami i oglądanie sportu w telewizji. Okazjonalnie - czytanie książek czy oglądanie filmów na VHS (jeśli ktoś już miał). Szczytem towarzyskiej formy interakcji międzyludzkiej była gra w remika, tysiąca, ewentualnie w brydża, ale to już mówimy o rozrywkach dla elity. I nagle ni z gruszki ni z pietruszki pojawiły się ludziki. Przyszły do nas z zachodu, ale nie tak jak gry wideo - z pięcioletnim opóźnieniem. Przyszły do nas z opóźnieniem 10-20 letnim. Przyszły razem z falą popularności fantasy. Reakcja większości społeczeństwa mogła być tylko jedna - brak zrozumienia i próba mapowania novum na znane pojęcia. A te były dość jednoznaczne - zabaweczki i bajki dla dzieci. No i w tym momencie sprawa była indywidualna u każdego hobbisty: czy mam wysrane na społeczną akceptację i dobrze mi z tym co mam, czy jednak będę próbował pogodzić ze sobą dwa różne światy. Naturalną linią obrony w tym momencie była próba przekonania otoczenia do tego, że jednak moje hobby to poważna sprawa. Z jednej strony modelarsko, gdzie dużo łatwiej wytłumaczyć się z malowania historycznych pojazdów niż na przykład krasnoludka czy trolla. Z drugiej, trzeba było pozbawić bitewniaki atrybutów zabawy (jako infantylnego tracenia czasu na coś, z czego powinno się dawno temu wyrosnąć). Aby to uzyskać najprościej było wprowadzić pojęcia rywalizacji, gry, strategii, turniejów. Wszystko to, co jest potrzebne do tego, aby hobby nie kojarzyło się z zabawą plastikowymi żołnierzykami a stało się skomplikowaną rozgrywką pomiędzy dwoma geniuszami strategii. W każdym razie w oczach osób postronnych. 

W takim właśnie klimacie rozwijały się bitewniaki przez dobre dwie dekady. Dzisiaj sytuacja jest zupełnie inna. Mamy wszechobecne gry planszowe, które przebiły się do mainstreamu w Polsce, która już nie jest w żaden sposób zapóźniona w stosunku do zachodnich nowinek. Mało tego, staliśmy się częścią tego zachodu, a momentami sami go napędzamy. Gry typu roleplaying nikogo już nie dziwią, nawet starych pierników, a wargaming dociera do ludzi nie związanych z hobby poprzez samą popkulturę (ostatnio podczas rozmowy o pracę, kiedy opisywałem swoje hobby usłyszałem - aaa, ludziki! jak Frank Underwood!). Ewidentnie sytuacja przeciętnego figurkowca jest dziś na gruncie towarzyskim nieporównywalnie łatwiejsza. Nie musimy się kryć, udawać, ani udowadniać. Nasze hobby jest tak samo poważne jak każde inne i ma zupełnie inny poziom powszechnej akceptacji niż kiedyś.

Ten klimat sprawia, że powoli przebija się u nas alternatywne podejście do bitewniaków. Jakie to jest podejście? Od zawsze znałem masę osób, którą pasjonowało czytanie fluffu, kupowanie white dwarfów dla zdjęć figurek, zbieranie figurek, malowanie. Grać nie chcieli. Nie wiedzieli jak w to się gra, a żeby się dowiedzieć odwiedzali najbliższy klub i widzieli wykłócających się o zasady, nie domytych "kuców" z niepomalowanymi (a często i nie sklejonymi) armiami pochylonych nad wątpliwej urody stołami zastawionymi tonami książek z zasadami, faqami i klaryfikacjami. Tak, już słyszę te oburzone głosy, że "u nas tak nie było". To nie ma żadnego znaczenia czy było u Ciebie albo u Ciebie. Faktem jest, że taki był obraz "środowiska grającego" czy by sobie tego życzyło czy nie.
Naturalnie, większość takich obserwatorów kończyła interakcję z graczami na tym etapie i nigdy nie wyszła dalej, aby odkryć fakt, że niektórzy turniejowcy to też zaangażowani hobbyści, a ich rywalizacja nigdy nie sięga tak daleko aby psuć frajdę z gry współgraczom. I właśnie tacy gracze wychodzą powoli na światło dzienne w naszej lokalnej społeczności. Wargamingowcy, którzy lubią w tym hobby to, co stanowi jego pierwotną definicję, a nie jej wypaczoną przez realia post-socrealistycznej rzeczywistości formę kamuflowania swoich kluczowych atrybutów. A atrybuty te to świetna zabawa we wspólnym gronie, nastawiona na odgrywanie scenariuszy (historycznych, książkowych, fluffowych), malowanie i przygotowywanie pięknych armii i terenów i wielogodzinne dyskusje na tematy okołohobbystyczne. Tak właśnie wyglądał stary dobry wargaming. Wargaming znany od pokoleń na zachodzie. Wargaming do którego nawiązywało hasło/pojęcie "Oldhammer" - stworzone w odpowiedzi na komercjalizację Warhammerów i próbę zrobienia z nich gier rywalizacyjnych przez nowych właścicieli Games Workshopu. Szczytem paradoksu jest dla mnie próba użycia tego pojęcia przez niektóre środowiska w Polsce do opisu turniejowego grania w nie-oldhammerowe edycje Warhammera, nie mówiąc już o nazywaniu oldhammerem grania w The Ninth Age (gry której naczelny priorytet to balans). Stare, nie skomercjalizowane edycje Warhammera Fantasy (1-3) stawiały nacisk nie na układanie wymaksowanych rozpisek a na tworzenie klimatycznych armii. Nie na granie w pitched battle, a wykręcone scenariusze, często prowadzone przez Mistrzów Gry! Takiego ducha miał też Age Of Sigmar w momencie kiedy wychodził. Ducha jakiego starał się przenieść jego autor - Jervis Johnson, stary wyga, który od lat próbował promować granie "oldhammerowe". Niestety nacisk "planszówkowej" części społeczności, która jest obecnie w większości spowodował częściowe porzucenie tej idei na rzecz "balansowania" armii. Na szczęście narrative play jeszcze nie umarł, a nawet dostał świetny dodatek w postaci kampanii Malign Portents.

Reasumując. Turniejowe granie na zachodzie pojawiło się na skutek stopniowej causalizacji wargamingu i próby dotarcia z nim pod strzechy przez duże firmy. Na skutek powolnej planszówkozacji bitewniaków. U nas pojawiła się od razu turniejowa forma wargamingu, bez bagażu dziesiątek lat typowo zorientowanego na hobby-aspect wargamingu. Ta "casualowa" forma wchodzi teraz zupełnie tylnymi drzwiami i w odwrotnej kolejności.

Pytanie jakie pozostaje, to czy tradycyjny wargaming ma jeszcze miejsce bytu w dzisiejszych czasach. W czasach millennialsów, pokolenia X, ludzi nastawionych na łatwą i szybką rozgrywkę. Najchętniej z użyciem pre-painted models. Z zasadami, turniejami, rywalizacją, bo do tego prowadzi komercjalizacja bitewniaków i próby pozyskania nowych klientów. Jak pokazuje praktyka da się pogodzić te dwa światy. Świetnie robi to Warmachine, X-wing, a ostatnio do grona dołączył też Shadespire. I to bardzo dobrze. Bitewniaki to pojemne hobby i każdy powinien znaleźć tu swoje miejsce. Szczególnie jeśli potencjalnie wprowadzi go to w świat oldhammerowego wargamingu. Czego Wam i sobie życzę.



15.03.2018

Age of Sigmar Skirmish - Brayherds vs Khorne Bloodbound

Dziś pora na krótki raport z potyczki stoczonej na zasadach Age of Sigmar skirmish. Zagraliśmy sobie na 25 punktów. Ja wystawiłem moje koziołki zaś Łukasz zagrał moimi byłymi khornitami.

Zasady rozstawiania band w pierwszym scenariuszu z książki były mocno losowe dzięki czemu nasze bandy zostały rozrzucone po całym stole.


Jeden z moich bestigorów w towarzystwie ungora wypatruje khornickiego rzeźnikapłana pośród śnieżnej zamieci.


Z drugiej strony pola bitwy szaman koziołków i drugi bestigor zauważyli nadciągających bloodreaverów.


A tutaj ujęcie z perspektywy wojowników Khorna.


Zwierzoludziom udaje się przegrupować.


Ale powoli otacza ich wroga banda.


Slaughterpriest jako jedyny przeprowadza udaną szarżę. Niestety szybko okaże się to dla niego bardzo zgubne.


Szaman przeżył brutalny atak po czym w sukurs przyszli mu ungor i bestigory. Slaughterpriest padł pod ciosami wielkich beastmeńskich toporzysk.


Inicjatywa po stronie zwierzoludzi, którzy zaszarżowali dwóch osamotnionych bloodreaversów, tych samych którym wcześniej nie wyszła szarża.


Posiłki Khorna są niedaleko, ale czy nadejdą na czas?



Szarżujący bloodreaver zabija ungora.


Po czym zostaje usmażony magicznym pociskiem wyczarowanym przez szamana. Zwierzoludzie odnoszą pełne zwycięstwo!