Nie będę oryginalny twierdząc, że mój ulubiony świat to świat Warhammera. Właściwie to mógłbym powiedzieć, że świat obu Warhammerów, jednak zawsze odrobinę bliżej serca będzie setting Warhammera Fantasy. Pierwszą grą, w którą zagrywałem się jako szczyl był Warhammer Quest i to jego postanowiłem dzisiaj opisać.
Warhammer Quest nie jest bitewniakiem sensu stricte. Była to raczej próba mariażu Warhammera Fantasy Battle z Warhammerem Fantasy Roleplay. Gra polegała na eksploracji lochów przez grupę śmiałków celem eksterminacji wszystkiego co żyje i zebrania jak największej ilości złota i skarbów. Choć trzeba przyznać, że często celem wystarczająco dobrym było... przeżycie :-)
Podstawowa wersja gry zapewaniała w pełni losowe generowanie lochów oraz potworów i pozwalała grać grupce osób przeciwko grze. Gra była zoptymalizowana dla czterech graczy. Można było grać we dwójkę albo sterując dwiema postaciami, albo jedną, ale wtedy ukończenie lochu było ekstremalnie trudne (ale taka wersja podobała mi się szczególnie).
Co powaliło mnie przy pierwszym rozpakowaniu pudełka? Przecudne kolorowe ilustracje, które atakowały zmysły swoimi detalami. Rok 1995 to był czas, kiedy w domach ludzi królowały gry Sfery będące w przewadze klonami gier wydanych na zachodzie w latach 80' i 70'. Warhammer Quest to była zupełnie nowa jakość. Był nawet lepiej wydany niż polska edycja WFRPG, która trafiła w moje łapki nieco później. Prawie każda strona w książce i każda karta do gry zawierały obrazki, dzięki którym przenosiłem się w świat Warhammera i to bez czytania fluffu! Pamiętam, że pierwsze 2 miesiące spędziłem na siedzeniu ze słownikiem i tłumaczeniu podręcznika strona po stronie.
Zawartość pudła przedstawiona jest powyżej. Cała masa plastikowych ludków: 4 bohaterów, 12 snotlingów, 12 szczurów, 12 pająków, 12 nietoperków, 12 skavenów, 6 nocnych gobasów z łukami, 6 zwykłych goblinów z włóczniami, 3 minotaury, 6 orków z łukami, 6 orków z mieczami. Do tego mieliśmy 10 plastikowych drzwi do łączenia komnat. Same komnaty były piękne same w sobie. Wydrukowane na twardej, laminowanej tekturze. Do tego cała masa wzorników takich jak skarby, skrzynie, pułapki. Talie kart zawierały talię skarbów, talię lochów, talię zdarzeń i potworów oraz talię zaklęć dla czarodzieja. Każda postać miała też kartę postaci oraz kartę levelowania. Do gry dołączone były 3 podręczniki. Pierwszy zawierał zasady podstawowe, drugi scenariusze, trzeci zwany Roleplay Book pozwalał pójść krok do przodu i przeobrazić planszówkę w grę RPG poprzez dodanie Mistrza Gry. W tą wersję grałem chyba najwięcej pełniąc zawsze rolę Gamemastera.
Roleplay Book pozwalał jednak na coś jeszcze. Zawierał statsy do prawie wszystkich ludków z Warhammera Fantasy (tak jak Age of Sigmar dzisiaj), dzięki czemu można było zasiedlić lochy swoją armią z battla. Zawierał też dodatkową postać gracza - Zabójcę Trolli.
Jeśli chodzi o rozszerzenia gry, to wyszły dwa duże dodatki oraz cała masa dodatkowych postaci do gry. Dodatki zawierały nowe żetony, po 3 nowe plansze wraz z kartami lochów, karty skarbów, zdarzeń oraz scenariusze i w końcu nowe ludki. Choć w tym wypadku ludki były metalowe - nie plastikowe. Z dodatkowych postaci ukazały się między innymi Zabójca Trolli z dedykowaną figurką, Witch Hunter, Warrior Priest, High Elf Ranger, Chaos Warrior, Pit Fighter, Bretonnian Knight i inne.
Co podobało mi się w Queście? Jego trudność. Często ukończenie misji w komplecie było po prostu trudne. To w końcu Stary Świat i wyzwania jakie czekają tu na graczy to nie bułka z masłem. I nawet jeśli udało się ukończyć loch w komplecie, wykrwawieni i zmęczeni bohaterowie nie mogli w pełni się wyluzować gdyż wtedy czyhały na nich random encounters w czasie podróży do miasta oraz w samym mieście (tutaj można było levelować postacie oraz uzupełnić zapasy). Pamiętam, że niektórzy wyjątkowo pechowi współgracze jak najszybciej chcieli uciekać z miasta do lochów zanim zostaną do reszty ograbieni przez rabusiów i inne atrakcje zapewniane przez szemrane zakamarki miast Imperium :-)
Czy można grać w Warhammera Questa dzisiaj? Kupno pudła graniczy z cudem oraz zdrowymi zmysłami ;-) Ich ceny są horrendalne na portalach aukcyjnych. Jednakże po sieci krążą pełne skany podręczników oraz komnat i kart. Można sobie wszystko wydrukować albo zbudować w postaci makiet (ludziska tak robią). W sieci krąży też pierdylion fanowskich dodatków wprowadzających nowe krainy oraz lochy. Z figurkami jest w sumie najłatwiej, gdyż można grać dosłownie tym co się ma i z tego stworzyć własne karty z potworami dzięki informacjom zawartym w Roleplay Booku.
Wymaga to wszystko odrobinę zachodu i samozaparcia. Czy warto? Od 1995 roku powstało milion innych, nowszych, lepszych, ciekawszych, nowocześniejszych Dungeon Crawlerów. Mają tylko jedną wadę: nie są Warhammerem Questem i nie mają ducha ani klimatu Warhammera Fantasy.
Sam nie za często mam okazję pograć ostatnimi czasy w starego dobrego Questa, Zawsze stoi coś na przeszkodzie, ale czekam aż córa trochę podrośnie i myślę, że wtedy nastąpi czas, na wyciągnięcie starego pudła z szafy i ponowne zagłębienie się w czeluściach lochów Starego Świata.
Dwa lata temu wyszła iOSowa wersja Warhammera Questa, a ostatnio też wyszedł port na PC i na Androida, więc jeśli ktoś chce sprawdzić tą grę w wersji komputerowej - polecam z czystym sercem. Nie jest to ta sama rozgrywka, bo jednak gra w towarzystwie ziomali to zupełnie co innego, ale klimat samej gry jest dokładnie ten sam.
Zdaje się że uniwersum Warhammera zdecydowanie prowadzi w FKB :)
OdpowiedzUsuńNie dziwi mnie to, najwięcej wejść na bloga mam jak publikuję ludki do Warhammera Fantasy :-)
UsuńA jak tam frekwencja w tematach AoS?
UsuńLipiec pobije rekord wyświetleń bloga :-) A post o demonstracji gry w Planszóweczce już jest TOP 1 wszechczasów :-)
UsuńMam do Questa chyba wszystko co udostępnione było w sieci, wydrukowane i część zalaminowane ... ale nie mogę się do tego zabrać. Chyba poczekam aż moje drugie dziecko podrośnie i wtedy uruchomię grę.
OdpowiedzUsuńCzyli najgorsze masz z głowy. Cała reszta to sama frajda :-)
UsuńHa, nigdy nie grałem ;))) Figurki różne miałem z Questa, wykorzystywane były w MoRdheimie albo jako figurka w Magii i Mieczu :) Samego Questa nie liznąłem:)
OdpowiedzUsuńLepiej późno niż wcale! Wszystko jeszcze przed Tobą ;-)
UsuńNigdy nie grałam - parę razy trafiły mi się do malowania figurki z tego, jeszcze jakieś w domu mam. Zawsze podobała mi się ta gra, myślę, że kiedyś na pewno zagram. Dzięki za szczegółowy opis, naprawdę zachęca :)
OdpowiedzUsuńMusisz spróbować kiedyś :-)
UsuńJedna z moich ulubionych gier... I jedna z tych, ktore strasza brakiem na polce:) A sama notka swietna:)
OdpowiedzUsuńDzięki!
Usuń