17.11.2013

Typhus Corrosion

O nowych "technicznych" farbkach do efektów specjalnych przeczytałem w zapowiedziach w najnowszym White Dwarfie. Szczerze mówiąc mimo ładnych obrazków podchodziłem do tematu bardzo sceptycznie. Szczególnie, że jako fanboy GW nie korzystam praktycznie z żadnych innych farb niż cytadelek i tym samym nie mam doświadczenia w używaniu specjalnych efektów czy pigmentów.



Mimo wszystko postanowiłem wypróbować jak nowe rozwiązania sprawdzą się w moim arsenale malarskim. Na pierwszy ogień poszedł Typhus Corrosion.

Według opisu producenta jest to farba dedykowana do robienia oleistych zacieków na pojazdach.

Parafrazując klasykę z górnej półki amerykańskiej kinematografii:  I put it's name to the test.

Pierwszy kontakt z farbką jest pozytywny. Cieknie jak trzeba i dobrze wnika w szpary. Po wyschnięciu przyjmuje barwę bardzo ciemnego brudnego brązu (mniej lub bardziej w stylu starego devlan mud). Dodatkowym efektem są malutkie grudki, które widoczne są na zdjęciach.



I teraz sposoby są dwa.

1. Można zostawić jak jest, wygląda to wtedy jak stary zeschnięty olej, który wyciekł sobie kiedyś z silnika lub innych istotnych części pojazdu. (Efekt widać w okolicach czaszki pomiędzy wyrzutnią granatów a gąsienicą na zdjęciu powyżej).

2. Drybrush. Jeśli użyjemy pomarańczy i brązów - wyjdzie fajna rdza. Jeśli brązów i żółci wyjdzie błocko.
(widać to na gąsienicach i w dolnej części pojazdu).

Ocenę efektów w moim wydaniu pozostawiam szanownym czytaczom tego posta.



W mojej własnej opinii farbka jest jak najbardziej OK i na stałe zagości u mnie w palecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz