27.12.2014

Hobbit - Bitwa pięciu armii

Będąc na świeżo po obejrzeniu filmu wrzucę kilka moich spostrzeżeń, jako że na recenzję z dystansu chyba jeszcze za wcześnie.


Na wstępie zaznaczę kilka ważnych spraw. Po pierwsze, dla mnie na całokształt filmu składają się następujące rzeczy: klimat, scenografia, gra aktorska, opowieść oraz zdjęcia i montaż. Mniej więcej w takiej kolejności. Efekty specjalne właściwie mnie nie interesują.

Druga sprawa, jestem ogromnym fanem Tolkiena. Od niego zaczęła się właściwie moja przygoda z fantastyką. Jestem fanem przede wszystkim świata Tolkiena, nie do końca zaś sposobu w jaki pisał książki. Oceniając "tolkienowskość" oceniam zgodność z duchem świata, nie zaś z jego literą. W ekranizacji Hobbita, oczekiwałem dalszej wizualizacji Śródziemia wraz z jego fauną i florą, nie przekładki 1:1 z książki (która była dla mnie tylko słabą i nudnawą wprawką literacką z przeciętnie wciągającą opowieścią). 

Jeśli chodzi o nowego Hobbita - nie zawiodłem się. Zobaczyłem na ekranie wszystko czego się spodziewałem, a nawet coś więcej. Nie obyło się jednak bez małych zgrzytów, o których będzie trochę dalej.


Rzeczy na plusie.

+ wizualizacja świata i ras, jak dla mnie majstersztyk. Szczególnie zakochany jestem od poprzedniej części w Esgaroth i jego mieszkańcach. Przypominają mi trochę klimaty Warhammerowe. Samo wnętrze Ereboru też świetne, momentami zapierało dech w piersi.

+ scena walki Barda ze Smaugiem. Krótko - podobała mi się.

+ krasnoludy od Daina. No po prostu bomba! Kwintesencja krasnoludowatości, a sam Dain choć mocno przesadzony i ocierający się o granice groteski, to jednak bardzo Warhammerowy - prawie jak Trollslayer :-)

+ wątek miłosny pomiędzy elfką a krasnoludem. In your face hejterzy! ;-) Wątek był wymyślony przez scenarzystów, ale był bardzo, w mojej opinii, tolkienowski. Zdziwionych odsyłam do źródeł. Mały hint: Gimli i Galadriela ;-) Ogólnie jak dla mnie bardzo na plusie. Scena śmierci Kilego też.

+ gra aktorska Bilba. Martin Freeman od razu mi się spodobał w tej roli i nie zawiodłem się do samego końca.

+ gra aktorska Thorina. Armitage w pierwszej części budził mieszane uczucia, ale moim zdaniem bardzo fajnie zagrał opętanego magią smoczego złota króla wpadającego w odmęty szaleństwa.

+ pokazanie wydarzeń w Dol Guldur. Książki pozostawiały tu spory niedosyt. Próba opowiedzenia tego, co mogło się tam dziać wypadła zadowalająco. Miło było zobaczyć Sarumana w akcji jeszcze po stronie Dobra.

+ wplątanie Radagasta w fabułę. Zrobiono to tak, że właściwie pozostał ortogonalny do wydarzeń w książce, a przy tym wypełnił kolejny niedosyt pozostawiony przez dzieła Tolkiena (kim jest do cholery ten brązowy czarodziej i co się z nim dzieje?).


Rzeczy na minusie.

- "karaibizacja" filmu. To już było czuć od pierwszej części, a w ostatniej osiągnęło apogeum głupoty. Kontynuując niechlubną tradycję całej serii "Piratów z Karaibów" oraz jej naśladowców Jackson wprowadził do scen batalistycznych elementy humorystyczne i karykaturalne. Zupełnie niepotrzebnie i nie na miejscu. Rujnując klimat stworzony przez pieczołowicie przygotowane elementy scenerii. O ile Dain na wielkiej świni był jeszcze do zniesienia (no dobra - podobał mi się :D), to już scena uwolnienia Barda była po prostu głupia. Podobnie jak Thranduil na wielkim łosiu nadziewającym na poroże całą kohortę orków.

- czerwie. Wtf? Czerwie? Zanim zacznę psioczyć poszukam jeszcze w źródłach. Może gdzieś tam coś było w jakichś szpargałach tolkiena, ale w tym momencie sobię nie mogę przypomnieć więc powiem tylko: "co w Śródziemiu robiły Czerwie do jasnej cholery?". Ich rola też była taka sobie i zupełnie niepotrzebna. A nawet trochę piratozkaraibska.

*EDIT*
Sprawdziłem i jednak Mea Culpa. Czerwie były w Śródziemiu, można o nich poczytać tu.

- pojedynki bohaterów. No dobra, większość z nich była OK. Ale jeżeli komuś nie podobała się scena z Legolasem na snowboardzie z Dwóch Wież, to tutaj będzie psioczyć co najmniej kilka razy. I całkiem słusznie. Ja psioczyłem. Karaibizacja one more time.


Na szybkiego więcej nie pamiętam. Ogólnie film oceniam na plus. Już czekam na wersję reżyserską, która na 200% trafi na stałe do naszego domowego repertuaru evergreenów :-)

6 komentarzy:

  1. Filmu jeszcze nie widziałem, wybieram się 5.I.
    Ale powiedz mi, czy zlokalizowałeś może wersje reżyserskie inne niż te 5-o płytowe wydania, chodzące na alledrogo za circa 100 zł? Interesowałoby mnie takie z samym filmem, ale nie znalazłem takowego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świeżo po seansie dorzuciłbym dwie rzeczy. Z punktu widzenia Clash/Mordheim/Warheim, Esgaroth (Dzwonnica!) i Dale (jeden taki budynek z bramą) są wyśmienitym źródłem doskonale grywalnych ruin (lub niedoszłych ruin). Dla pauzowania na nich i na ilustracjach Alana Lee z napisów końcowych warto szarpnąć się nawet na wypaśnego BluRaya.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff, znaczy się nie tylko ja oglądam filmy pod tym kątem :D

      Usuń
  3. Ok, obejrzałem, i mogę się wypowiedzieć. Ogólnie, jako film fantasy, bardzo mi się podobał (po prostu trzeba pamiętać, że to nie jest w żadnym razie ekranizacja, tylko adaptacja). Z większością plusów się zgodzę (zwłaszcza jeśli idzie o grę aktorską - syndrom smoka u wszystkich prezentowany jest rewelacyjnie), choć nie ze wszystkimi (wątek miłosny pal licho, ale krasnoludy z włóczniami zamiast toporów? I akcja a'la 300? no proszę...). Co do minusów, "karaibizacja" w pełni niestety. Do tego dochodzą krasnoludy na kozicach (WTF?), i Azog a'la Jagiełło (jak oni mogli to przegrać z takim wodzem??). Ale niestety jesteśmy już chyba na to skazani, w końcu większość gimbazy nie pójdzie do kina na coś, co nie jest okraszone trylionem efektów specjalnych i miejscami głupkowatego humoru (patrz też Zemsta Sithów).
    A poza tym? Wychodziłem usatysfakcjonowany, i czekam na wersje reżyserskie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krasnoludy z włóczniami super! A to dlatego, że stereotyp pokurcza z siekierką i młotem został rozpropagowany przez AD&D i Warhammery. U Tolkiena nic takiego nie było, walczyły czym popadnie. Orki były stanowczo zbyt zdyscyplinowane jak na postrzeganie orków w kanonach fantasy, choć z drugiej strony u Tolkiena jako rasa były stworzone do wojny... więc czemu nie? Krasnoludy na kozicach były na granicy mojej tolerancji dla śmiesznych wtrętów :-) Prawda jest taka niestety, że jeżeliby mieli zrobić film dla fanów Tolkiena, to budżet wystarczyłby co najwyżej na przedstawienie teatralne w kostiumach (dla mnie bomba). Chcieli zrobić film z realistycznymi efektami i wysokim budżetem - trzeba było przygotować widowisko dla mas. Coś za coś.

      Usuń