19.04.2016

Czy wargaming może sobie pozwolić by być ekskluzywnym?

Pora na garść nowych przemyśleń od Maniexa odnośnie naszego hobby. Wiem, że ostatnio dużo tu gadania jest, ale pewne postawy niektórych bloggerów, które napawają mnie szczególną odrazą zmusiły mnie do sklecenia kilku słów o środowisku wargamingowym w trochę szerszym kontekście.



Czy figurki to ekskluzywne hobby? Już słyszę te okrzyki: Jasne, że tak! Popatrz na ceny figurek! 
I podręczników! A farbki i pędzelki?! Panie, to jest hobby dla bogaczy!

Oczywiście. Nasze hobby wymaga niemałych pieniędzy. Nie robimy tego co robimy dla pieniędzy, ale to co robimy wymaga pieniędzy i to nie małych. Ale powiedzmy sobie szczerze, każde hobby tego wymaga. Kolekcjonerzy znaczków? Żeglarze? Reenactment? Audiofilstwo? To wszystko wymaga pokaźnych inwestycji, które właściwie nigdy się nie zwracają. Oczywiście, można znaleźć hobby w którym pieniądze nie są istotne. Można na przykład rysować i tu nie wydamy kokosów - do czasu ;-) . Ale powiedzmy sobie szczerze - w wargamingu też można sobie poradzić bez wielkich inwestycji. Czy więc jest to hobby ekskluzywne? Zdecydowanie nie pod względem pieniędzy i nie na tle innych hobby.

Skoro nie jest to hobby ekskluzywne to czy może jest inkluzywne? Otóż moim zdaniem powinno być. A zapominamy o tym wszyscy nader często.

Wargaming umiera.

Czasy jego świetności dawno minęły. Nowe pokolenia nawet nie słyszały słowa Warhammer. Coraz trudniej o nowych graczy, a starzy gracze odchodzą (choć czasem potem wracają). 
Topniejemy, jest nas coraz mniej i gdyby nie fenomen kickstartera byłoby też coraz mniej firm produkujących figurki. Liczba sklepów stacjonarnych notorycznie spada i nie rekompensują tego sklepy internetowe, a przynajmniej nie w 100%.

Co robi w tej sytuacji wargamingowa społeczność? Ano właśnie. W społeczności króluje hejt i wszechobecny brak szacunku dla innych graczy.
W sytuacji, kiedy nasze hobby staje się coraz bardziej ekskluzywne my stajemy się coraz bardziej ekskluzywni wobec innych. A przecież postawa wykluczania ludzi ze środowiska, dzielenie środowiska, oraz hejty są całkowicie i bezsprzecznie autodestrukcyjne!

Pozwólcie, że przedstawię kilka przypadków, które z każdym dniem przyczyniają się do tego, aby nasze hobby było coraz bardziej ekskluzywne:

1. Nie możesz mieć swoich zabawek!

To jest grzech główny sklepów i organizatorów turniejów. O jeden proksy za dużo? Nie do końca udana (w opinii sędziego) konwersja? Oddział Blood Angels w armii Ultramarines? "Wypad z tego turnieju, nie ma tu dla Ciebie miejsca". Serio, to brzmi jak kiepski żart, ale takie rzeczy mają miejsce. Notorycznie. Ja wiem, że znacznie lepiej gra się ładnie pomalowanymi armiami. Ale należy sprawić, aby gracze chcieli to robić, a nie byli postawieni pod ścianą, bo kończy się to trzema plamami z aerografu w różnych kolorach. To nie tędy droga! Próg wejścia w wargaming jest w wielu przypadkach bardzo wysoki. Niestety starzy wyjadacze bardzo szybko o tym zapominają i nie ułatwiają nowym wejścia w elitarny świat bitewniaków.

Kolejny przykład. Nowy kupił sobie szczurogra i go pomalował (dość ładnie), a następnie wrzucił na forum. Pierwsza odpowiedź: wystaw go na ebayu albo postaw na półce, bo szczurogry są niegrywalne. Musisz kupić 20000 jednakowych slejwów i je pomalować - tylko tym można grać. Serio? 

2. Moje zabawki są fajniejsze niż Twoje.

Grasz w Age Of Sigmar? Chyba żartujesz, przecież to gra dla idiotów. LoTR? To bzdura dla dzieci, kto w to gra? Te zasady są do dupy. Infinity? Przecież to są mangowe brzydkie figurki. Malifaux? Tam nawet nie ma kości. A poza tym nienawidzę GW. Brawo. Mam lekkie pióro, więc pozwala mi to poobrzucać losowymi inwektywami grę, która mi się nie podoba. Tylko jeżeli masz odrobinę rozumu i godności ludzkiej złotousty bloggerze, pomyśl najpierw o tym, że w taką grę grają bardzo często konkretni ludzie bawiąc się przy tym wcale nieźle. Ciekawe czy lubisz obrzucać nieznane sobie osoby bluzgami w rzeczywistości w takim samym stopniu jak zza klawiatury swojego komputera?
W sieci pełno jest hejtu, szafowania wyrokami i opinii wygłaszanych arbitralnie niczym z ambony. To dzieli ludzi. Naprawdę jest nas tak dużo, że możemy sobie pozwolić na sztuczne podziały? W imię czego? Żeby jakiś nieudacznik życiowy, którego bije żona mógł się wyżyć na współgraczach, którzy przypadkiem turlają inną kostką? Takie postawy powinny być piętnowane, a tymczasem wesoło się ich poklepuje po plecach. "Ale im powiedział! He He He.". Brawo.

Albo z zupełnie innej mańki. Nie możecie grać w naszym sklepie w grę Gzygzyrygzy, bo nie sprzedajemy do niej figurek. Kij z tym, że grający mogą przecież kupić farbki, pędzelki, tereny albo i figurki z innego systemu do konwersji bo kuszą ich jak szatan. Nie mamy w ofercie gry Gzygzyrygzy, więc nie możecie tu w nią grać. Brawo.

3. Jesteś cienki jak siki pająka.

Nie ma nic gorszego na blogach, forach i grupach społecznościowych niż następująca sytuacja. Na grupie posucha, nikt nic nie wrzuca od miesięcy. Pojawia się nowy. Nowy kupił kilka farbek. Poświęcił kilkadziesiąt godzin. Zrobił zdjęcia. Nowy wrzuca swojego ludka. Jest brzydki, niedomalowany, ma masę niedoróbek. Pojawia się pięćdziesiąt komentarzy o tym, co jest źle i dlaczego da się to zrobić lepiej. Nowy wywala ludka w kąt i idzie pograć na Playstation. Brawo.

A wystarczyłaby prosta technika kanapki. Jasne, że młody potrzebuje wskazówek, ale kluczowe jest to w jakiej formie jest to podane. "Ch**nia, beznadzieja, za grubo farby, nadlewki dają po oczach, zły dobór kolorów". A czy nie lepiej powiedzieć "Świetna robota, fajnie jak na pierwszy raz, przy następnym ludku możesz spróbować dopracować to, to i to, ale super że coś wrzucasz". Prawda, że lepiej? Nie, przecież lepiej kogoś zmieszać z błotem aby odreagować stres w pracy.



Wargaming umiera. Nieprzerwanie z każdym kolejnym rokiem. Efekty widzimy za oknem, tylko nie bardzo umiemy odpowiednio na nie zareagować. Bardzo często reakcja pogłębia tylko problemy, które leżą u źródła. Dlatego uważam, że powinniśmy częściej podać sobie wzajemnie rękę. My wszyscy. Turniejowcy z klimaciarzami. Sigmarowcy z Warhammerowcami. Warhammerowcy z Czterdziestkowcami. I tak dalej. Naprawdę, dla każdego znajdzie się miejsce. Jest go dostatecznie dużo, a z każdym rokiem... coraz więcej. 

27 komentarzy:

  1. Mańku, święte słowa! Niestety tak jak ci opowiadałem ja również miałem sytuację gdy mnie wywalono x lat temu z turnieju LOTRa bo miałem konwersję dowódcy elfa a nie oficjalny model GW... skończyło się to tym że wyzbyłem się z dnia na dzień figurek i zerwałem wszelkie kontakty ze środowiskiem. Mój przykład może być tylko drobną przestrogą i kolejnym przykładem na wszech panujący hejt.


    Świetny artykuł idealnie opisujący obecną sytuację!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Mati, między innym Twoja opowieść stała się przyczynkiem do powstania tego tekstu.

      Usuń
  2. Bardzo dobry tekst.
    Ad 1, 2 i 3. Sam gram mało, żeby powiedzieć, że wcale. Pochodzę z Kołobrzegu. Jak ludki ot choćby w Szczecinie miały dostęp do wszystkiego od początku, tak ja nie. No i kasa, nie było na to kasy wtedy dlatego dla mnie figurki to w Magii i Mieczu. Wszedłem w hobby jakieś 3 lata temu, już po studiach. Poszedłem do sklepu coś zagadać coś podpytać. Poziom ludzi, którzy albo mieli mnie w d*pie, albo przemądrzali się jeden przez drugiego skierował mnie ku internetowi.
    W internecie nie jest do końca lepiej, a to dlatego, że jak pomalujesz coś słabo to albo nikt nic nie powie, albo pojadą po Tobie jak po jakimś zwierzaku. Moje pierwsze Skaveny, nadal są na blogu, są ohydne, ale to moje pierwsze figurki mam do nich sentyment. Zacząłem kupować i malować, bo miałem też owy sentyment z czasów, gdy nie było mnie na to stać. Zacząłem zarabiać mogłem sobie pozwolić. Z graniem gorzej. Z natury jestem introwertykiem, a więc i znajomości nie jest mi na dzień dobry łatwo zawierać, więc w sklepie/klubie z bardzo (niestety) hermetycznym środowiskiem nie jest łatwo. Problemem też dla mnie jest to, że ja tam nic nie kupuję, bo wszystko mam z neta, a to się obsłudze nie podoba. No, ale to chyba nic dziwnego.
    Nie zgodzę się jednak z tym, że wargaming umiera. Bynajmniej nie na wykresach. Jeszcze nie. Sprzedaż i produkcja rośnie. Mądre firmy skierowały się właśnie do Kickstartera, bo pozwala to łatwo, bez czekania na zwroty lub pożyczki inwestycyjne produkowanie nowych rzeczy i zarabianie na tym. Spójrzmy na w sumie duże firmy typu Mantic, Privateer Press, MicroArt Studio z naszego podwórka, wszędzie KS zawitał i firmy prosperują. Zmieniła się struktura rynku, ale niebawem masz rację Maniek on upadnie, bo właśnie teraz jesteśmy w Złotej Erze, a po niej zawsze następuje upadek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszą mnie głosy protestu w sprawie tego, że wargaming umiera. Teza jest jak najbardziej dyskusyjna, stwierdzona dość arbitralnie a być może i na wyrost. Generalnie jest to temat na nowego posta - tutaj użyłem tego bardziej w formie argumentu dlaczego nie warto niszczyć środowiska, czy też innymi słowy srać we własne gniazdo. Dzięki za skomentowanie i zapraszamy do Wro, jak będziesz kiedyś w pobliżu :-)

      Usuń
    2. Ha! Dzięki za zaproszenie, kiedyś podjadę na weekend. :) Co do argumentu, faktycznie po części masz rację, bo coraz mniej ludzi pokazuje się w sklepach i klubach i dlatego może się wydawać, że to pada na łeb na szyję. No, ale teraz jak każdy może sobie kupić matę, którą zwinie i schowa do szafy to dużo ludzi doby internetu, woli pograć sobie w domu ze znajomymi. Taka może nie do końca analogia mi się nasuwa do okresu prosperity kafejek internetowych. Grało się Q2, Starcrafta i CSa i środowisko było mocne bo się siedziało koło tych ludków i później szło na piwo, a teraz nadal część ludzi gra, ale gade ze sobą i pije piwo przez Skype'a, albo Teamspeake, czy inne ustrojstwo.
      Jeszcze tak dodam, że co ciekawe, jak gier na rynku dostępnych i popularnych było maksymalnie z 4-5, z czego z dwie z nich to był moloch Warhammer i jego młodszy brat Rogue Trader/WH40k to baza graczy była większa i znana. Teraz przy mnogości gier, które w większości finansowane są przez KS i z reguły mają być skirmishowe to łatwo je później poświęcić dla czegoś nowego, bo jak się malowało 1000 skavenów to nie było lekko je odstawić i przerzucić się na coś nowego. Armia to była taka prawdziwa inwestycja czasu i pieniędzy. Teraz co chwilę jest coś nowego i środowisko często nie trzyma się kupy, bo skacze z gry na grę, a jak się pomalowało zaledwie wymagane 10 figurek to nie jest problem schować je do szafy. Mamy za dużo systemów. Z jednej strony jest to fajne, bo każdy znajdzie coś dla siebie, a z drugiej tworzy niestety podziały i "zwalczające się środowiska". Niestety.

      Usuń
    3. No właśnie zupełnie nie rozumiem zwalczania się środowisk. Ja jestem otwarty na każdą grę o ile figurki choć minimalnie łechtają moją estetykę a zasady nie są wielotomowym kodeksem cywilnym ;-) No i jak do tego ludzie są w porządku - mogę spokojnie wejść w nowy system. Po co od razu się zwalczać?

      Jeżeli faktycznie jest jak mówisz i ludzie przenieśli się "pod własne strzechy" to jest jeszcze nadzieja :-)

      Usuń
    4. Mam podobnie. Nie rozumiem dlaczego ktoś ma się śmiać z kogoś innego tylko dlatego, że ten gra figurkami, które mu się podobają. No, ale cóż. Wiem, że rok temu w Szczecinie był nawet incydent na jakimś tam konwencie, że organizatorzy przepraszali za graczy w X-Winga, którzy byli "niemili" w stosunku do innych osób. Żenada.

      Usuń
  3. Ale się porobiło ostatnio felietonowo. I fajnie.
    Co się stanie na rynku figurkowym - nie wiem. Wiem za to, że przyjemnie się gra (i bloguje) w przyjemnej atmosferze :)
    Dzięki za kolejny ciekawy wpis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz, mógłby pełnić rolę mniej dramatycznego podsumowania niż to moje :-)

      Usuń
  4. Moim zadaniem wargaming ma się dobrze, aczkolwiek strategia niektórych firm powoduje, że gracze odchodzą od ich systemów. Nie widzę celu w kupowaniu coraz to większych modeli za ogromną kasę, bo tylko tak da się ugrać cokolwiek na turnieju. Smutne to.

    Z gracza turniejowego przekształciłem się w gracza piwno-orzeszkowego, który ma coraz mniej czasu na granie, dlatego ciekawi mnie Maniek, czy może Twoje zdanie na temat wymierania wargamingu nie bierze się stąd, że im jesteśmy starsi, im więcej obowiązków (praca, rodzina), tym mniej czasu mamy na rozgrywanie bitew swoimi figurkami? Jest cała masa nowych graczy, którzy nie koniecznie znają Warhammera, ale latają w X-Winga czy grają w Infinity. Odnoszę wrażenie, że systemy z dużą dynamiką mają wśród młodych większe wzięcie niż nasze ulubione Młotki.

    Jeżeli chodzi o hejt, niestety zawsze znajdzie się kozaczek, który dowali nam głupim komentarzem. Nowi nie powinni się zrażać, a na komentarze o słabym malowaniu pytać o radę i nie rezygnować. Podobnie z hejtowaniem tego w co gramy. Po co się przejmować skoro nam to sprawia przyjemność? Na pewno nie należy od razu sprzedać figurek i zapomnieć o systemie, bo przecież można znaleźć, w tej samej grupie w ktorej są hejterzy, ludzi życzliwych, z którymi nawiążemy normalny dialog, a może i nawet zagramy.

    Hejterzy niech sobie hejtują, ja się nie poddam. Rośnie mi tu dwóch potencjalnych graczy, którzy mam nadzieję zasilą nasze szeregi i nie pozwolą na wymarcie wargamingu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, trzeba mieć wiarę w młode pokolenie. Widzę, że moja kontrowersyjna teza o umieraniu hobby napotkała na ścianę kontrargumentów. To dobrze. Główną przesłanką tezy był fakt, że dzieciarnia w mojej rodzinie nie słyszała nigdy o bitewniakach, a pamiętam że u mnie w podstawówce co drugi dzieciak przynajmniej słyszał o nich, nie mówiąc, że grał. Podobnie kiedyś widywałem w sklepach z ludkami znacznie więcej szkrabów niż obecnie co wskazuje na to, że starzejemy się jako gracze. Tak czy inaczej, to materiał na nowego posta i nową dyskusję :-)

      Usuń
  5. Jakby to powiedzieć... Maniek na prezydenta! Jak tak potrafisz każdą sprawę przedstawić, na każdą tak patrzysz, to nie ma lepszego kandydata. Serio. Powinieneś kiedyś tak przemówić na forach modelarskich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, czasem ktoś musi łupnąć pięścią w stół :-) A fora modelarskie też po części były przyczynkiem do napisania tych paru słów. Ale nie chcę tu generalizować, bo sporo modelarzy to świetni goście i bardzo pomocni fachowcy. Jako figurkowiec zawsze lubię się nauczyć jakiejś techniki z modelarskiego świata.

      Usuń
  6. Poważnie się zrobiło. Dobry wpis. Ja bym rozróżnił dwie kwestie: kryzys (lub nie, nie znam przyznaję danych) samego rynku oraz kwestie personalne zniechęcjące graczy (czyli rónież na ten rynek wpływające), do których odnosi się felietion.

    Tutaj pełna zgoda, zachowania w rodzaju tych przytoczonych są całkowicie niezrozumiałe i zasługują na naganę. Przypadek Żółtego to w ogóle jakaś masakra.

    Dużo łatwiej jest kogoś zrazić do hobby niż go do niego namówić. Cokolwiek by nie mówić, to gromadzenie armii, ich przygotowanie i malowanie (a potem ew. granie) wymaga przede wszystkim wiele cierpliwości i czasu. Czasu o który konkurują inne, często wiele łatwiejsze i mające dużo niższy próg wejścia rozrywki - tutaj zapewne gry komputerowe/konsolowe będą na czele.

    Sam jestem zbieraczo-malowaczem, przez kilkanaście lat grałem w gry figurkowe pewnie z 15 razy. Scena turiejowa jest mi zupełnie obca. Śledzę jednak kilka forów a od 2 lat kilkadziesiąt blogów. NIe mogę ocenić kondycji całego rynku, ale mam kilka obserwacji:

    Kiedy kupowałem pierwsze figurki w mojej świadomości gry bitewne=Warhammer. Tak było przez wiele, wiele lat. W pewnym momencie stylistyka nowych figurek przestała mi odpowiadać i zacząłem ze zdziwieniem dostrzegać dziesiątki innych niż GW firm , produkujących czesto bardzo ładne figurki, i niesamowitą ilość bitewniaków pokrywających wszytskie okresy historyczne i konwencje. Klęska urodzaju. Zgoda, zdecydowana większość to wciąż maleństwa przy GW, ale na naszych oczach dochodzi do zmiany lidera (aktualnie, chyba po raz pierwszy
    WH40K nie jest najpopularniejszym systemem, tylko jest nim X-Wing), a jest jeszcze kilka innych mocnych systemów: Warmachine/Hordes, Infinity, Bolt Action.

    Patrząc tylko na te dane powiedziałbym, że hobby kwitnie. Z drugiej strony ilośc systemów nic nie mówi o samej ilość graczy. Na pewno nastąpiło rozproszenie środowiska, ale czy spowodowało to wzrost graczy? Zaryzykuję stwierdzenie, że tak, za podstawę biorąc sukces Star Warsów od FFG (X WIng i teraz Armada). Obie gry są bardzo proste z modelarskiego punktu widzenia - czas potrzebny od rozpakowania pudełka do zagrania jest ekstremalnie wręcz krótki, ponieważ modele nie wymagają złożenia i są już pomalowane (wbrew czytanym gdzieniegdzie narzekaniom prezentują cakiem przyzwoity poziom), co oznacza że majabardzo niski jak na bitewiaki próg wejścia. Wydaje się to dobrym sposobem do wciągania nowych ludzi do hobby BYć może część nich w tym, niejako w kolejnym kroku, wejdzie w systemy w których aspekt modelarski jest daleko bardziej rozwinięty.

    I taka dygresja na koniec. Jak wchodziłem w hobby w czasach 4 ed Warhammera miałem mnóstwo czasu a niewiele pieniędzy, a figurki głównie zamawiałem w formie prezentów. Teraz pracuję i gdybym się uparł to mógłbym sobie kupić jednorazowo dowolną armię do Warhammera, tylko co z tego kiedy czasu za mało by się tym nacieszyć. Takie to są w życiu dwie waluty: pieniądze i czas, a to nasze hobby jednak wymaga więcej tego drugiego. No chyba, że ktoś tylko zbiera, a sam ani nie maluje ani nie gra. Znam i takich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie jak krótki tekst inspiruje czytelników do tak rozbudowanych i ciekawych odpowiedzi (mam na myśli wszystkie komentarze, nie tylko Twój). Podoba mi się spostrzeżenie odnośnie dwóch walut - też doszedłem do podobnych wniosków, aczkolwiek jakimś cudem paradoksalnie sam potrafię wygospodarować więcej czasu mając żonę i dziecko niż jak byłem kawalerem :-) Co do X-winga, patrzę na niego z rosnącym zaciekawieniem po części ze względu na córę, która zajarała się Star Warsami. Aczkolwiek nie jest to taki typowy bitewniak - raczej hybryda gry bitewnej i planszówki - całkiem udana! Nie wiedziałem, że jest tak popularny!

      Usuń
    2. No to Maniek masz mój pełen krasnoludzki szacun, skoro dajesz radę cisnąć malowanie i bloga w takim tempie jako mąż i ojciec :)
      Dobre teksty inspirują dobrą dysusję.

      Usuń
  7. Ja turniejowo nie istnieję w sumie, może by czasem warto było pojechać gdzieś i zagrać w jeden dzień parę bitew ale zdecydowanie wolę zagrać u siebie z kimś z okolicy bo wiem że będzie miło, fajnie i ładnie.

    Generalnie lubię jak w grze biorą udział figurki do tego przygotowane, oczywiście widomym jest że jak ktoś nowy wchodzi do środowiska i nie za bardzo ma czym grać to go nie wyrzucam bo ma szare plastiki w armii - uważam jednak, że dobrze jest jak ktoś gra tym co ma - zawsze starałem się grać bardzo różnymi rozpiskami co spotykało się z zupełnym niezrozumieniem :) strasznie mnie cieszyło że przychodziłem na bitwę a przeciwnicy z zaciekawieniem (i często z uśmieszkami) oglądali co tym razem przywiozłem. Nie podoba mi się natomiast jak ktoś kto ma np 20 zwykłych orków wystawia ich jako czarnych orków "bo zwykłymi nie da się nic wygrać".

    Wargaming ma się w moim odczuciu bardzo dobrze, widzę że turniejów jest mnóstwo, graczy jest mnóstwo ... tylko mam wrażenie że nie często spotyka się graczy którzy grają dla samej przyjemności z grania w ich ulubionym systemie - za dużo jest "szlifowania rozpisek", "testowania rozpiski Jana Kowalskiego z Border Princes", "granie zwycięską rozspiską z turnieju gdzieś tam", grania jakimś prawie "niezniszczalnym combem" ... za mało w tym wszystkim jest własnej inwencji, wczucia się w klimat danego systemu.

    Nigdy takiego grania nie lubiłem, ale też starałem się nie obrażać nikogo kto gra w coś innego. Każdy gra w co mu się podoba, ale mówienie że dana gra jest dla debili jest zwykłym obrażaniem wszystkich, którzy w nią grają, "elektroniczni rycerze" (haterzy) niestety funkcjonują i mają się dobrze.

    Ja w pełni zgadzam się z Mańkiem - środowiska "zwalczają się" nawzajem - tak jakby Ci grający w AoS byli winni temu co GW zrobił ze Starym Światem. Zupełnie nie wiem co chciałem przekazać czytającym ale poczułem potrzebę wypowiedzenia się :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Figurkowo turniejowy nigdy nie byłem, ale Twój wpis przypomniał mi, jak przyszedł Internet i zmienił MtG - zamiast wymieniać się tym, co znalazło się w boosterach i składać na czuja talie w ulubionych kolorach, ludzie zaczęli kupować karty potrzebne do złożenia zwycięskiego decka z turnieju X. W ekstremalnych sytuacjach, wszyscy hardcore'owcy grali tym samym, wymieniając ewentualnie karty na "ławce rezerwowych". Smutny był to czas. Chyba cieszę się, że mechanika AoS (wciąż przez pryzmat WHFB i nieznajomość X-Winga postrzegany przeze mnie jako najgłówniejszy mainstream) zniechęca do takich akcji.

      Usuń
  8. Sugerujesz, że wargaming nie jest ekskluzywny. Że to hobby jak każde inne, nie wybijające się specjalnie pod względem czasu czy funduszy, które należy mu poświęcić. I z tym się zgadzam. Niestety, obawiam się, że, przynajmniej w Polsce, czasy są takie, że każde jedno hobby jest ekskluzywne. Ludzie na rachunki nie mają, to co dopiero kasę wywalać na durne ludki, nowy miecz albo złoty kabel do głośnika? Jesteśmy biednym społeczeństwem i na realizowanie potrzeb związanych z realizowaniem się twórczym kasy nie mamy. A z rozrywek taniej wychodzi wódka.

    Mimo to Wargaming nie umiera. Jeszcze nie. Ewoluuje, to tak, ale wciąż ma siłę na hołubce.
    Nowe pokolenia nie słyszały słowa Warhammer? Odnoszę wrażenie, że jest zupełnie inaczej, choć widzę tutaj pewną lukę logiczną - słowo Warhammer nie jest już tożsame w wargamingiem (a 20 lat temu właściwie było). Teraz Warhammer to bardziej gry komputerowe (może nie Dark Omen, czy Mark of Chaos ale może taki Warhammer: Total War, który jakoś niebawem ma wyjść?), szczególnie w sytuacji, gdzie WFB nie ma, a jest AoS. Ale, co raduje, młodzi ludzie idą w fantastykę, a w fantastyce zawierają się i bitewniaki. Na największych polskich konwentach bywają dziesiątki tysięcy ludzi, część z nich zobaczy wystawę figurek albo jakiś turniej, ktoś na konwentowym stoisku kupi jakąs figurkę na pamiątkę i cpś się zaczyna... Nie warhammer już, ale wargaming. Albo przynajmniej figurkizm ;)

    Dlaczego sądzę, że wargaming póki co nie umiera? Bo wciąż pojawiają się nowe systemy, settingi, mechaniki i ludki, bo ludzie kickstarterami fundują nowe figurki (nie wydaje mi się, że to źle! wręcz przeciwnie), bo stara gwardia legendarnych wyjadaczy, która stworzyła potęgę GW nie umarła jeszcze i, choć pod innymi szyldami, to jednak wszędzie ich pełno, bo młodzi ludzie grają (zgodnie z moimi obserwacjami, a wbrew Twoim), bo właściwie zawsze są chętni na przeszkolenie z podstaw malowania figurek. No i są jeszcze stare pryki, takie jak my, co mimo żon, dzieci i tysiąca spraw prawdziwego życia na głowie ciągle się w to bawią :)

    Tyle o domniemanej śmierci wargamingu. Co do uwag o społeczności natomiast, trudno się z nimi nie zgodzić. Chamstwo panuje i jeśli coś faktycznie zabija wargaming, to właśnie chamstwo! Chamstwo jest wszędzie. Chamstwo w mediach, chamstwo w sejmie, chamstwo w internecie. Niestety, rynsztokowy poziom tzw. elit, ciągłe obniżanie standardów moralnych i etycznych ludzi na świeczniku skutkuje przeniesieniem tych zjawisk na tych zwykłych ludzi, co to na ów świecznik czasem zerkają. No to jak tu się dziwić, że i społeczności, w tym społeczność wargamerów choruje na chamstwo? Tu tkwi zło i samozagłada, bo kto i po jaką cholerę chciałby spędzać czas w towarzystwie chamów?

    Ale są chyba jeszcze, także w naszym małym światku, ludzie, którzy nie schamieli do reszty. I my nie chamiejmy, a przynajmniej spróbujmy. Konsolidujmy się jako środowisko, unikajmy hejtu i szerzenia gównoburzy, bądźmy kurna dla siebie uprzejmi, witajmy nowych sympatycznie, wspierajmy się i krytykujmy nawzajem, ale starajmy się być w tej krytyce konstruktywni. Precz z chamstwem. Amen.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z moich obserwacji jednak wynika, że bardzo często "Gimby nie znajo". Niestety :-(

      Usuń
  9. Tak często publikujesz, że nie zawsze załapię się na wszystko. Dziś dopiero Tomek zapytał, czy czytałam, jak Maniex ostro pojechał na blogu kilka dni temu i musiałam przyznać, że przeoczyłam ;) Ale nadrobiłam! Faktycznie jest ostro, ale szczerze i każdy może się w pierś uderzyć.

    Szczerze mówiąc, w przeszłości doświadczałam tych zachowań z obu stron. Nie tylko jako ofiara, byłam też winna. Tzn. nie naraz wszystkiego i nie nagminnie, ale zdarzało mi się. Zresztą tak to chyba działa, że jedno złe zachowanie nakręca drugie. W klubie w zeszłym roku dotarło to do takich wyżyn, że daliśmy sobie spokój na dobre, bo za dużo nerwów w temacie, który powinien odstresować, a nie wyrządzać jakiekolwiek szkody. Nabranie dystansu bardzo pomogło, nikogo już nie obwiniam i nie myślę o nikim wrogo, ale wiem, że jestem i chcę pozostać graczem typowo domowym - zapraszam kogo chcę i gram z kim chcę. Nie uważam tego za jakąś przegraną.

    Każdy kij ma dwa końce i widziałam, jak na turnieju dopuszczono proxy takie, że nawet nie szło się połapać, jaka to banda i kto jest kim ;) My z kolei mieliśmy zawsze wymóg pomalowanej bandy, ale też x band pomalowanych do wypożyczenia dla tych, którzy nie daliby rady tego zrobić. Pewnie to trochę inna bajka, bo w Mordheim nie ma tylu modeli i naprawdę da się załatwić na turniej raz do roku (a teraz pewnie będzie rzadziej) pomalowaną bandę. Nie rozumiem niedopuszczania konwersji, nawet kontrowersyjnych (sorry, była u nas na turniejach banda Possessed w klimatach Slaanesha wzorowana rzeźbą trochę na Chujewach z Kapitana Bomby, więc ja już wszystko widziałam :D).

    Walki wielbicieli jednych systemów z drugimi. Kurczę, to trochę jak walki wielbicieli metalu z wielbicielami hip hopu. Ma sens, dopóki jesteś w gimnazjum. Jakoś tam się trzeba szufladkować nawzajem. Lubię czytać o AoS różne opinie, te ostre i te łagodne, te pozytywne (choć tych jest mniej, ale jednak) i te negatywne, ale czytam je z dystansem, bo system jest nie w moim klimacie, interesuje mnie jako nowinka i pewnego rodzaju rewolucja w GW, ale to tyle. Domyślam się jednak, że jest problemem czytać, że ulubiona gra to kupsko. Chociaż na mnie to jakoś nie działa tak boleśnie, za wiele razy chyba czytałam to o Mordheim ;)

    Co do modelarskiego aspektu - tutaj najmocniej widać, jak czasem złe środowisko nakręca nowe osoby. Zwłaszcza zdolne, które szybko się uczą i po stosunkowo krótkim czasie są już wśród tych, które dobrze malują i komentują innych. Dominuje podejście "mnie jechali, ja też będę jechać innych, to dobra motywacja". Nie jest dobra. Po latach skłaniam się ku temu, że nigdy i dla nikogo nie jest to dobra droga. Kiedyś dawno były śmiechy na Najmicie (chyba jeszcze nie Azylium) z tego, że na Tom's Boring Mordheim Forum są same pochwały, a my tacy obiektywni, byle czego nie chwalimy, wow. Tymczasem żadne polskie forum nie motywowało mnie jednak tak, jak TBMF, wręcz z każdego wycofywałam się po jakimś czasie. Blog to inna sprawa, bo to moje podwórko i komentarze tej samej figurki były inne na blogu i na forum. Żeby było jasne, ja też nie jestem bez winy, bo starałam się odnaleźć w tym sposobie postępowania i go naśladować (to wielka pokusa), ale ostatecznie uznałam, że wolę chwalić to co dobre, niż doszukiwać się błędów. Bo jeśli największym komplementem ze strony innych na forach bywało "nie ma się do czego przyczepić", to bardzo dobrze świadczy o podejściu komentującego.

    Nie sądzę, by wargaming umierał. To środowisko jest trochę jak organizm, który przy chorobie rzyga i sam się oczyszcza, czasem dopiero po długim czasie. Niestety czasem choruje bardziej i wyrzyguje też cennych graczy, czasem na zawsze. Z drugiej strony wszyscy jesteśmy ludźmi i życie się zmienia. Ja nawet nie chciałabym grać klubowo mając dzieci, więc niezależnie od tarć w klubie pewnie bym zrezygnowała prędzej czy później na rzecz własnego domowego warsztatu i od czasu do czasu grania ze znajomymi.

    Dość chaotycznie napisałam i chyba połowa myśli mi uciekła, ale już późno strasznie, więc przepraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli to była chaotyczna wypowiedź, to chciałbym pisać tak chaotycznie. Dzięki wielkie za komentarz i mądre słowa. A Chujewy z Kapitana Bomby rozbawiły mnie do łez :-)

      Usuń
  10. Ależ pesymistyczny ostatni akapit. Akurat u mnie w Olsztynie widzę, że coraz więcej ludzi gra w weekendy w lokalnym sklepie, gdzie jest mnóstwo stołów. Fakt - króluje ostatnio Star Wars X-Wing , gdzie w boxie są pomalowane figurki, ale co z tego. Ja po obejrzeniu Przebudzenia Mocy, jako fan Star Treka, ciągle myślę czy nie kupić sobie tego zestawu startowego i nie grać z nimi. Ale tyle jest teraz premier, że przecież nie mogę mieć wszystkiego :)
    Co do Twojego punktu 1.: ostatnio w Olsztynie odbył się właśnie turniej "The 9th Age" z zakazem proxowania. Ciekawe czy kiedy GW już na dobre skasuje wszystkie figurki do Warhammer FB to nadal będą organizować te swoje turnieje z "zakazem proxowania". Pewnie będą, jak teraz, we własnym gronie ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten pesymizm miał trochę prowokować i trochę był na wyrost. Tak, mnie X-Wing też zaczyna kusić :-)

      Usuń
  11. Grr... To już kolejny raz kiedy próbuje napisać komentarz a przeglądarka się zawiesza.

    Ja w graniu turniejowym partycupuje od niedawna, wcześniej przez długie lata graliśmy w dość zamkniętym gronie. Granie klubowe przyniosło powiew świeżości, nowych graczy i kontakty z fanami innych systemów.

    Osobiście zarówno na codzień jak i w sieci (na FB, Azylium czy Danse Macabre) nie oceniam graczy po systemach które preferują ale szukam tego co łączy, a nie dzieli. Różnie to wychodzi ale wydaje mi się, że raczej potrafię dogadać się ze 'środowiskiem'. Choć wiadomo,że konflikty i napięcia zawsze się pojawiają.

    Co do komentowania prac innych malarzy, to także wychodzę z założenia, że jeśli krytykować to konstruktywnie ale tego nauczyli mnie forumowicze z Chest of Colors ze Slawolem na czele.

    Prawdą jest też to co napisała Skavenblight na temat różnicy w podejściu do komentowania za granicą i wśród naszych rodaków. Ja zawsze wychodziłem z założenia że komentarz świadczy przede wszystkim o komentującym - jesli nie ma się nic madrego do powiedzenia to sie milczy. I nie warto przejmować się zawiścią innych, natomiast konstruktywną krytykę warto przyjąć i wyciągnąć wnioski.

    Co do turniejów to nigdy nie brałem w żadnym udziału jako gracz ale obecnie jestem już w trakcie organizowania drugiego. I znów chcę tu podziękować Hakostwu za merytoryczną pomoc i przytoczyć to jako przykład współpracy pomiędzy Mordheimowcami z Warszawy a Warheimowcami ze Śląska dla większego dobra. To hobby przede wszystkim powinno łączyć, a nie dzielić.

    Czy wargaming umiera? Myślę, że nie. Niektórzy gracze zwyczajnie nie mają czasu. Małe dzieci, praca - nierzadko na dwa etaty, itp. Ale z czasem dzieciaki podrosną, czasu będzie więcej.

    A co do nowych graczy to wszystko zależy od nas. Media społecznościowe, fora, blogi są jedną z dróg którymi można do młodzieży dotrzeć i zainteresować ich nazym hobby. A jeśli będziemy się wzajemnie szanowali to będzie to łatwiejsze.

    Zresztą myślę że z tą współpracą nie jest tak źle co najlepiej pokazał niewinny żart pierwszokwietniowy ;)

    OdpowiedzUsuń