Po kilku tygodniach kombinowania (sic!) w końcu mam chyba nazwę dla swojego zakonu Astartes.
Werbelki... trrrrrrr....
ONYX KNIGHTS!
tum dum duuuuuum (*dramatic lemur sound)
Nazwa ta uważam, jest odpowiednio patetyczna, napuszona, przesadzona i nie-oryginalna zgodnie z duchem kodeksu Guillimana.
Onyksowi Rycerze są zakonem wywodzącym się mniej lub bardziej bezpośrednio od Imperialnych Pięści. Są tak samo uparci, twardogłowi i odporni na zdrowy rozsądek. A przy tym lubią sobie postrzelać z bolterów do xenosów, psykerów i heretyków. Wszystko rzecz jasna w imię Imperatora.
Jak u większości Adeptus Astartes definicja strachu jest wykreślona z programu szkolenia Onyksowego Rycerstwa. Rzecz jasna w związku z tym ponoszą w bitwach dość spore straty. Z reguły są zbyt skoncentrowani na skrupulatnym eliminowaniu wrogów Imperatora aby zauważyć okazję do zastosowania manewru zwanego wycofaniem się na z góry upatrzone pozycje. Skutkiem tego bracia rekruterzy mają pełne ręce roboty przez 365 dni terrańskiego roku.
W ramach celebracji wkopania kamienia węgielnego pod mury chapter house'u prezentuję dzisiaj zwłoki jednego z bardziej zasłużonych weteranów moich marines. Zwłoki te są zamknięte w szczelnym sarkofagu, który utrzymuje je w stanie zawieszenia pomiędzy życiem a śmiercią. Jako że taka forma bytu jest dość frustrująca operator drednota jest zawsze bardziej niż chętny na to, aby sprawdzić w realnych warunkach nowe typy naboi od zakonnych techmarynarzy. Oczywiście ku chwale Imperatora!
Huuuuh świetnie zrobiony ten Dred. Naprawdę fajnie się na niego patrzy ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Fen