Ostatni rok w wydaniu figurkowego Giganta z Nottingham był wyjątkowo obfity w różne dobra. Pojawiły się trzy nowe armie do Age of Sigmar:
- Tzeentch
- Kharadron Overlords
- Nurgle (który właśnie wychodzi)
Oraz kilka książek:
- Generals Handbook 2017
- AoS Skirmish
- AoS Path to glory
Dalej była nowa edycja Warhammera 40k, po której wyszło chyba około 10 codexów armijnych. Oraz cała masa nowych ludków do Death Guardów i Primaris Space Marines, a na koniec wisienka na torcie czyli chapter approved i cała masa faqów i aktualizacji zasad i kosztów punktowych.
Z perspektywy czasu jest to ewenement jeśli chodzi o agresywność w wypuszczaniu nowych produktów. A to tylko wierzchołek góry lodowej, bo oprócz swoich okrętów flagowych Games Workshop zainwestowało także w pomniejsze tytuły.
- Gangs of Commorragh, czyli planszówko skirmish nawiązujący do starego Arena of Blood
- Warhammer Quest, Hammerhall, czyli re-iteracja Silver Tower w nowej lokacji z wymaganym tym razem mistrzem gry
- Shadow War, czyli pełnoprawny skirmish w realiach czterdziestki pozwalający na rozwój bandy i opierający się w całości na zasadach starej Necromundy, w dodatku dostał też masę przepięknych dedykowanych terenów w wysokiej jakości plastiku
- Shadespire, czyli planszówko-skirmish w realiach Age of Sigmar
- Necromunda, czyli Shadow War, z unowocześnionymi zasadami i bandami z oryginalnej Necromundy zamiast frakcji z czystej czterdziestki
Dla każdego coś miłego, na brak zainteresowania konsumentem przez GW chyba nie ma co narzekać, prawda?
No ale, pojawia się w tym momencie pewien zgrzyt. Cofnijmy się trochę w czasie do początku roku i prześledźmy bieg wydarzeń z perspektywy hobbysty-maniaka takiego jak ja.
Jest styczeń i zaczyna się mocny release tzeentchowy. W związku z tym muszę odpuścić Gangs of Commorragh, którego normalnie chyba bym nie odpuścił (i nie odpuściłem, ale o tym potem). Cała kasa idzie w ludziki do Tzeentcha, bo jestem jeszcze zhajpowany Silver Towerem, którego mam chęć rozbudować do pełnoprawnej armii aosowej. Kupuję pudło akolitów, kupuję horrory, kupuję wielkiego ptaka, kupuję tzaangory na dyskach i szamana, sklejam, maluję, dokupuję trochę tzaangorów na piechotę. Armia rośnie w siłę, kupuję książkę armijną, gram dwie bitwy, decyduję się pomalować starych chaos warriorów w barwy tzeentcha - jest generalnie super, choć powoli męczę się niebieskimi kolorkami.
W międzyczasie pojawia się Warhammer Quest. Trochę szkoda, że standalone nie dodatek, trochę szkoda że nie ma ani jednego nowego ludzika, po prostu wydrukowali nowe kafle i wsadzili nieco istniejących ludków. Wolałbym pełnoprawny dodatek do Silver Tower, w pełni kompatybilny. Odpuszczam kupno (choć nie do końca, bo udaje mi się wyłowić na allegro całość pudła minus ludziki za jakieś śmieszne cebuliony).
No ale czas idzie do przodu, pojawiają się Kharadrony. Przepiękna armia. Na steampunkowe krasnoludy czekałem całe życie, to jak mam ich odpuścić? Są plany na wielką armię. Ostatecznie zaczynam od książki, pudła piechoty, średniego statku i admirała. Jest co malować. Zaczyna się sklejanie, malowanie i... Games Workshop wypuszcza niemal w tym samym momencie Shadow Wara. No kurde, shadow war to tak naprawdę necromunda. Można grać małą liczbą ludzików! Każda armia z czterdziechy. I jeszcze te piękne tereny. Jak tu odpuścić?
Kharadrony dołączają do niedokończonej armii Tzeentcha i ustępują miejsca bandom do Shadow Wara. Domalowuję mechanicusy (a przy okazji dokupuję start collectinga), konwertuję sobie bandę inkwizycji, robię bandę Necronów, Space Marines, Orasków ... gramy. Nawet sporo razy, więcej niż w AoS od początku roku. Jest fajnie, nawet bardzo fajnie i co? GW wypuszcza nową, odchudzoną edycję czterdziestki. Taką zsigmaryzowaną. Taką na jaką czekałem od lat.
I co? I jest dobrze, niczego nie muszę kupować, bo przecież mam masę ludzików do 40k, którymi nigdy nie grałem. Więc Shadow Warowe bandy zostają rozbudowywane. Domalowuję trochę pojazdów, dokupuję trochę ludzików. Wychodzi wreszcie starter do 40k. Przepiękny. Jest to najlepiej wykonany starter chyba w całej historii GW. Cudowne modele DeathGuardów, świetni Primaris Marines (w końcu Space Marines do których wyglądu nie mam zastrzeżeń!). No jak ja mogę to odpuścić? Oczywiście, że nie mogę. Kupuję starter. Po kilku tygodniach wewnętrznej walki z samym sobą decyduję się na pozbycie się DeathGuardu. To dobra decyzja, bo i tak mam milion armii którymi nie gram. No ale zaczyna się szał czterdziestki. Zasady są intuicyjne, szybkie, przyjemne. 40k 8th edition to gra napisana pode mnie. Jest grane i to sporo. Przy okazji postanawiam delikatnie rozbudować moich Dark Eldarów powiększając ich liczbę o upolowane pudło Gangs of Comorragh (co się odwlecze...).
Tzeentch gnije nie ruszony, Kharadroni jeszcze bardziej. Shadow War został żywcem pogrzebany przez fajniejszą "ósemkę". Na czterdziestkę naprawdę robi się moda i wszystkie okoliczne nerdy zaczynają grać i malować. Sielanka nie trwa długo bo wychodzi... Shadespire. Bardzo solidne zasady, świetna cena, genialne ludziki. Nerdy rzucają się, choć nie aż tak jak na 8-mkę. Zaczyna się malowanie, bo granie niepomalowanymi armiami z 3 ludzików to jest UBER wstyd. Wstyd też pomalować je na odwal się, więc mozolnie powstają bandy a tu jakby nigdy nic GW wypuszcza Necromundę...
I chyba w tym momencie zamanifestował się ostatecznie problem, który samo GW stworzyło swoją polityką wydawniczą. Z zaprzyjaźnionych nerdów Necromundy nie kupił NIKT. Nawet ja. Powtarzam sobie, że kupię gang Delaquów jak kiedyś wyjdzie...
Obraz jaki się rysuje z tej historii jest dość prosty. GW musi przestać wypuszczać nowości :-)
No, w każdym razie wyszło by chyba na lepsze gdyby mieli spójną wizję tego co wypuszczają i w jakiej kolejności, bo po tym roku odniosłem wrażenie, że mają tam kilka zespołów, które rywalizują między sobą i wzajemnie sobie podcinają skrzydła. Czyżby konkurencja dla GW była już na tak niskim poziomie, że sam Gigant z Nottingham musi być swoim własnym rywalem?
Dobra, ktoś może powiedzieć, że jestem psycholem, normalnych ludzi ten problem nie dotyczy, bo nie kupują wszystkiego co mu GW pod nos podstawi, sęk w tym, że nie tylko ja tak miałem, podobne przeświadczenie mieli ludzie z którymi rozmawiałem na ten temat.
Gdzie tkwi błąd? Pozwolę tutaj sobie wyrazić swoje własne zdanie. Zdanie z którym można oczywiście się zgodzić lub nie. Otóż największy problem GW według mnie to wypuszczanie produktów które są swoją własną konkurencją.
Silver Tower - Hammerhall, dwie bardzo podobne gry. Posiadanie jednej wyklucza według mnie potrzebę zakupu drugiej. Gdyby Hammerhall pozwalał na kontynuację kampanii z Silver Tower byłby znacznie lepszym produktem. Osobiście liczyłem bardziej na coś w rodzaju dodatków do starego Questa.
Gangs of Commorragh, Shadow War, Necromunda. Trzy skirmishe do 40k wydane w tym samym roku. Pomiędzy nimi powinny być nie miesiące, a lata. Każdy ma nieco inny smaczek, ale to dalej jest podobna forma zabawy.
Tzeentch i Kharadroni. Ha! Ktoś powie, że to dwie totalnie różne armie. To prawda, ale to też dwie zupełnie nowe armie (u Tzeentcha mam na myśli nie-demoniczną podfrakcję). Totalnie nowe armie powinny dawać więcej oddechu kolekcjonerom np w postaci jakichś repacków albo wznowień wypuszczonych w międzyczasie. Ewentualnie niewielkich wypustów do istniejących armii (Death!).
Wbrew pozorom sporo sensu mają książki i gry do Sigmara. Mamy tu Shadespire, który po ograniu może bardzo szybko stać się Skirmishem, który to w ramach domalowywania armii może płynnie przejść w Path to Glory, na koniec którego są już pełnoformatowe armie do Age of Sigmar. A jak wyjdzie nowa superfajna frakcja, to zaczynamy wszystko od początku, w dodatku możemy przerwać w dowolnym momencie, a potem nawet można grać mariażem kilku mini-armii bo przecież AoS jest na tyle elastyczny że nie ma z tym problemu. W każdym razie tak długo jak nie pomylimy Sigmara z grą turniejową :-)
Motorem napędowym do tego krótkiego ranta była kampania informacyjna Malign Portents, o której miałem napisać więcej, ale chyba nie warto. Kto o niej miał słyszeć - ten słyszał. Według mnie cały ten niewypał znowu wziął się z tego, że różne zespoły miały różne cele i mało że się nie zgrały ze sobą, to jeszcze pewnie poszła tam jakaś ostra rywalizacja. Uroki korpo. A tymczasem spokojnie wracam do malowania.... beastmenów :-)
Zgadzam się w całej rozciągłości.
OdpowiedzUsuńPowtarzam sobie tak samo z Cawdorem. Rozciągnięcie wydawnictwa w czasie miało być hłytem marketingowym z tym że prawie nikt się na niego nie złapał. Co do reszty myślę że GW wykonało swój plan w 90%. Przecież nie chodzi o to byś grał w ich gry. Celem jest byś kupował ich plastiki i farby. A to czy to potem zbiera kurz? Nottingham dont't give a sh1t.
OdpowiedzUsuńJa tam uważam ze celem GW powinno być stymulowanie hobby, w innym przypadku utrzymają klienta co najwyżej przez dwa sezony.
UsuńZobacz co się działo z akcjami GW przez cały rok 2017 na tle ostatnich 5 lat i całej obecności GW na giełdzie:
Usuńhttp://www.londonstockexchange.com/exchange/prices-and-markets/stocks/summary/company-summary/GB0003718474GBGBXSSMM.html
Dali sobie spokój z "misyjnością" i "stymulowaniem" a wzięli na poważnie za monetyzację WSZYSTKIEGO co mówiąc kolokwialnie "rusza się i nie spier**** na drzewo. Wyniki są, akcjonariusze szczęśliwi. Czego chcieć więcej?
ps. Oczywiście jestem daleki od uznania tego za normalność, z tym że ja sobie już dawno dałem z nimi spokój.
tu nie chodzi tylko o monetyzacje. Od dwóch lat GW zaczyna robić bardzo dużo rzeczy dobrze i to procentuje bardzo szybko. Ale to, że robi się dobrze wcale nie oznacza że można robić jeszcze lepiej :-)
UsuńFajnie mi się czytało. Nawet zapomniałem, że Gangs of Gomorrah to 2017 rok! Osobiście nie dałbym rady nadążać za tą powodzią nowości. A że nie ma dla mnie opcji pt granie niepomalowanymi figurkami, to pewnie przerabiałbym to, co chciałbym kupić od GW z tego roku przez 4 lata.
OdpowiedzUsuńGdybym tylko to kupił. W tym zalewie nowości tracą blask wyjątkowości. Na jesieni wychodzi nowa Death Guard. Jeszcze nie obczaiłem zdjęć z wzorami figurek - a tu już nowy nurgle. Gwiazdka serwowana co miesiąc przestaje cieszyć i ekscytować.
Ogólnie jednak jest dobrze. Danie sobie na wstrzymanie zwiększa szanse na tanie zakupy z rynku wtórnego :)
ps. Nie napisałeś nic o Tau!
Bo Tau to raptem tydzien w całym roku :) dostałem te ludziki od kumpla w zamian za stare planszówki, wiec to taka mała odskocznia była. Nie mam z nimi jakiś większych planów na ten moment.
UsuńJak czytałem pierwszą połowę Twojego posta to stwierdziłem, że chyba piszesz rozwinięcie do podsumowania roku :) Zgadzam się z Tobą co do masy wykluczających się tytułów. O ile postanowiłem wejść w Shadow War, to już pozostałe Skirmishe sobie odpuściłem. Nawet Shadespire, choć banda szkieletów nadal mnie kusi :)
OdpowiedzUsuńA ja nie odpuściłem definitywnie, tylko odłożyłem na później. Na przykład shadespire będzie w sam raz na jakieś wakacje.
Usuń@Dominik, w połowie pisania zorientowałem się że to robię :-)
Usuń@Gervaz, tak odłożenie czegoś na przyszły sezon ogórkowy to teoretycznie dobry pomysł, ale co jeśli wtedy wyjdzie nowy Frostgrave i 10 innych nowości? :-)
Nowy Frostgrave już wyszedł i nazywa się Ghost Archipelago. Mechanicznie lepszy (pod względem balansu). Muszę w końcu dokończyć bandę i zagrać.
UsuńTytułowe bogactwo dotyczy nie tylko produktów GW, ale spokojnie może się odnosić do bitewniaków w ogóle. Co i rusz bombardowani jesteśmy jakimiś nowościami, z których każdy wygląda lepiej/ciekawiej od poprzednika. A portfel i miejsce w domu nie jest niestety z gumy, podobnie jak czas, jaki możemy im poświęcić. I o ile takie działania ze strony konkurencji jest jak najbardziej logiczne, to to, co opisałeś, jest swego rodzaju strzałem w kolano. Chyba, bo wyniki finansowe mogą temu zaprzeczyć ;)
OdpowiedzUsuńWyniki finansowe są dobre, ale mnie ich wyniki nie obchodzą. Jedyna rzecz wspólna która obchodzi klienta i producenta to produkt i jego jakość. Choć skoro wyniki dobre to odpada strach związany z potencjalnym dropnięciem produktu ;-)
UsuńBardzo ciekawy wpis i po części się z nim zgadzam. I mnie "raziło" wypuszczanie bardzo podobnych stylistycznie gier - finalnie nie zdecydowałem się przez to na żadną, bo w powietrzu już "wisiała" następczyni.
OdpowiedzUsuńIlość figurkowych releasów mnie natomiast cieszy, bo każdy znajdzie coś dobrego dla siebie :) Nie wiem jak inni, ale u mnie piątkowy wieczór to wyczekiwanie na pojawienie się na nowozelandzkiej stronie GW nowych pudełek.
Ogólnie odnoszę wrażenie, że w środowisku modelarsko-bitewnym panuje teraz swego rodzaju hossa. Zgoda, w tym roku upadło kilka firm, jednak na ich miejsce pojawiły się dziesiątki innych, mniejszych lub większych manufaktur. Rynek dynamicznie rośnie, a my dostajemy naprawdę MASĘ dobroci. Z dwojga złego wolę klęskę urodzaju, niż posuchę.
Pozdrawiam serdecznie!
Bartek; MFW
Tak, ameryki zasadniczo nie odkryłem, bo Gervaz już od dłuższego czasu powtarza, że klęska urodzaju dotyczy całego hobby. I tak źle i tak nie dobrze ;-)
UsuńDla mnie największy fuckupem było wypuszczenie naraz Shadow Wara i Necromundy. Zasady necro opierają się na 8ed i są imo lepsze ale w SH jest od razu w cholerę ludków i frakcji w tym koffane mechanicus i inkwizycja. Najlepiej jakby zorbili teraz update z armiami z SH do zasad necro :)
OdpowiedzUsuń"Otóż największy problem GW według mnie to wypuszczanie produktów które są swoją własną konkurencją."
OdpowiedzUsuńPowód jest oczywisty... a właściwie powody
- Najważniejszy jest produkt i jego sprzedaż a nie to czy ktoś w niego zagra. Właściwie jak nie zagra to nawet lepiej bo będzie tylko ślepo powtarzał gadkę reklamową po której go kupił, bez jakiejkolwiek refleksji.
- Konkurowanie z własnymi produktami to najlepszy sposób, żeby odwrócić uwagę od istnienia konkurencji... i tego, że często konkurencja odsadziła niektóre mechaniki GW o lata, a jak popatrzeć na archaiczność głównych systemów to i o dekady.
Reasumując GW z rozmysłem celuje w najbardziej bezrefleksyjnego klietna, bo ten jest najprostszy w dojeniu. Co gorsza, czego dowodzi ten tekst, nawet jak ktoś zauważy, że coś jest nie tak to i tak często da się wydoić w myśl starej dobrej marketingowej sztuczki psychologicznej - Jak już coś kupiłem to musiało być dobre, bo przecież inaczej bym tego nie kupił.
Jak to dobrze, że tacy mądrzy ludzie czuwają. I mogą swoją mądrością obdarować maluczkich.
UsuńNie rozumiem skąd ta ironia. Ok, może mogłem to jakoś dyplomatyczniej napisać biorąc poprawkę na główne tematy bloga i osobiste do niego podejście. Jednak komentarz nie miał na celu nikogo obrażać, a sformułowaniem "dojenie" nawiązywał zwyczajnie do niedawnego tekstu na bitewnych pograniczach, dzięki którym tu zresztą trafiłem.
Usuńpozdrawiam