Witam serdecznie w drugim odcinku serii postów poświęconych twórczości Marka Gibbonsa. W poprzedniej części zapoznaliśmy się z Orkami i Goblinami. W tym odcinku zajmiemy się krasnoludami.
Jak już wiemy Mark Gibbons towarzyszył nam głównie w książkach do 4 i 5 edycji WFB oraz na przykład w podręczniku do Warhammera Questa. Jego twórczości czterdziestkowej w tym cyklu nie poruszam. Gibbons był Freelancerem i dostarczał prace na zamówienie, czyli nie był częścią studia jak Blanche i nie miał właściwie wpływu na kreowanie świata Warhammera. W czasach szóstej edycji WFB przestał współpracować z Games Workshop i od tego momentu wszystkie jego prace przestały się pojawiać w kolejnych publikacjach. Sam Gibbons po latach dołączył do zespołu Blizzarda i został tam dyrektorem do spraw kreatywnych. Tak, tak maczał paluchy przy WoW, Hearthstone oraz przy... Diablo 3. Ale wróćmy do złotych czasów 4 edycji WFB i przenieśmy się na chwilę do Gór Krańca Świata oraz ich mieszkańców.
Na pierwszy rzut idzie Anvil of Doom. Kowadło jak kowadło, ale przyznacie, że same krasnale mają charakter (te łapska!).
Niezrównany Bugman. Figurka nie dorasta tej grafice do pięt. Jeden z moich ulubionych krasnoludowych artów ever.
Krasnoludzki Ironbreaker. Nie doczekał się nigdy figurki, która "oddałaby mu sprawiedliwość". Znów jest to jeden z moich faworytów w dziedzinie pokurczów.
Klanowy wojownik krasnali. Trzyma stylistykę reszty, choć tu jakoś szału nie ma. Kaprawy ryj i wybite zęby zasługują na szczególną uwagę.
Hammerer. Trochę taki asteriksowy, choć nie jest zły.
Thunderer, no tu bez dwóch zdań mamy dość dobrze oddany charakter strzelców z tamtych czasów. Zakręcone wąsiska i wzrok wpatrzony w dal.
Panie i Panowie. Oto najlepszy czarno-biały art przedstawiający krasnoluda. W każdym razie moim zdaniem. Mamy tutaj wszystko co ikoniczne dla krasi Gibbonsa. Kaprawy ryj, ogromne łapska, groteskowe buciory no i kusza. Kusze to moja ulubiona broń zasięgowa od zawsze. Mój wewnętrzny krasnolud utożsamia się z tym kusznikiem :-)
Tu mamy do czynienia z celebrytą, czyli Gotrek Gurnisson. Świetna, mocna kreska, choć poza trochę dziwna mimo tego że bardzo dynamiczna (jak na krasnala).
I pewna wariacja powyższego z Felixem w tle. Ten rysunek umieszczony był na jednej z kluczowych stron w podręczniku do Warhammera Questa w związku z czym wypalił się w moim mózgu niczym logo Polsatu na wczesnych telewizorach plazmowych.
A tu mamy art przedstawiający żyrokopter w czasach zanim stał się pontonikiem. Serio, szósta edycja pod wieloma względami to był dla mnie jakiś koszmarny regres stylistyczny. Ten żyrokopterek niewątpliwie stanowił inspirację dla Gnomish Flying Machine z Warcrafta 2.
Kontynuujemy dobrą passę i przechodzimy do starego, upierdliwego, zrzędliwego tetryka. Pardon, znaczy się do Dwarf Longbearda. Grafika ta oddaje właściwie wszystko co napisałem wyżej, czy trzeba coś jeszcze dodawać?
Slayer King. Lubię ten model, a grafika dość dobrze go oddaje. Mój leży grzecznie przygotowany do malowania i czeka na swoją kolej.
Dziękuję za uwagę i zapraszam na kolejną część, która będzie poświęcona... Chaos Dwarfom i Hobgoblinom.
Creme de la creme Warhammera:) Najlepsze czasy, najlepsza rasa, najlepsze arty.
OdpowiedzUsuńI co tu napisać? Zgadzam się z tobą Maniex :)
OdpowiedzUsuńTak, moja ukochana rasa i świetna kreska. Też mi te grafiki swego czasu ścinały zwoje mózgowe :) Dzięki za przypomnienie.
OdpowiedzUsuńŁadne rzeczy. Sam nie wiem, kto najlepszy - Józek, Thunderer czy Kusznik. Chyba Bugman!
OdpowiedzUsuńJa raczej głosuję na Longbearda :)
Usuń